Moja historia

Czasem osoby, z którymi się spotykam, pytają Mnie jak się zaczęła Moja przygoda z dominacją albo jak odkryłam, że lubię pieszczoty stóp. To żadna tajemnica, choć dość skomplikowana historia, więc ją tu przedstawię.

Jakiś czas temu przez kilka lat mieszkałam w Nowym Jorku. Tam też po raz pierwszy zetknęłam się z fetyszyzmem stóp, choć dopiero znacznie później to sobie uświadomiłam. Byłam akurat na Greenponcie i szukałam pracy. Nie pamiętam jak to się stało, że zaczęłam rozmawiać na ulicy z jednym facetem, sporo starszym ode Mnie. Chyba go o coś zapytałam. Może o godzinę. W każdym razie rozmowa się przeciągnęła i on w końcu zaprosił Mnie na obiad. Byłam głodna, to czemu nie, przyjęłam zaproszenie. A trzeba tu nadmienić, iż rzecz działa się w lato. Zaś latem, szczególnie tak gorącym jak nowojorskie, to Ja noszę sandałki. O stopy dbam od niepamiętnych czasów. Zimą to może trochę zaniedbywałam ładny pedicure, ale latem musowo miałam perfekcyjnie pomalowane paznokcie. Uważam wręcz, że stopień zadbania kobiety zaczyna się od stóp. Może ona nie mieć pomalowanych paznokci u rąk, bo wiadomo, w życiu różnie bywa, ale zaniedbać paznokcie u stóp latem? Po prostu wstyd. Tak więc Moje śliczne, zadbane stópki były na widoku jak na wystawie.

Poszliśmy na ten obiad. Nie pamiętam zbyt dobrze tej znajomości, ale facet coś tam przebąkiwał, że załatwi Mi Zieloną Kartę i ogólnie widziałam, że jest Mną zainteresowany. Ja nim nie byłam, ale przecież nie będę tylko z tego powodu niemiła. W końcu nic Mi nie zrobił.

Pewnego dnia odwiedził Mnie znienacka około południa. Ja chyba dopiero wstałam czy w ogóle Mnie obudził - pracowałam w nocy w barze. Nie przypominam sobie co tam chciał, w każdym razie zaprosiłam go do salonu. Usiedliśmy na kanapie, po czym on zaproponował, abym się wyciągnęła wzdłuż i położyła mu nóżki na kolanach. Na co z chęcią przystałam. Praca w gastronomii to wieczny ból stóp. On oczywiście zaczął Mi te stópki masować, a Ja po chwili zwyczajnie zasnęłam. Było bardzo przyjemnie. Potem poszedł i nigdy więcej go nie widziałam.

Minęło trochę czasu od tamtej pory. Pewnego dnia koleżanka, z którą pracowałam w klubie muzycznym za barem, zaczęła Mnie namawiać, abym spróbowała dominacji. Ona sama się tym nie zajmowała, lecz uważała, że mogłabym się w tym odnaleźć. Jej mąż miał znajomą, starszą już Dominę, posiadającą własne studio i zatrudniającą młodsze od siebie. Dostałam jej numer telefonu, zadzwoniłam i umówiłam się. O wyznaczonej porze stanęłam u drzwi i zadzwoniłam. Otworzyły Mi Domina Sterling Stern - ta właścicielka studia - oraz Domina polskiego pochodzenia Darenzia, modelka. Zrobiłam na nich tak duże pierwsze wrażenie, że otworzyły szeroko oczy i aż zrobiły krok do tyłu. Cóż, same były raczej średniego wzrostu, a Ja jeszcze na wysokich obcasach... Odbyłam rozmowę ze Sterling Stern. Była bardzo zainteresowana wzięciem Mnie pod swoje skrzydła i przyuczeniem do dominacji. A Ja się zgodziłam.

Jednak prawda jest taka, że nie miałam zielonego pojęcia o dominacji. O BDSM w ogóle nigdy nic wcześniej nie słyszałam. Owszem, miałam predyspozycje i małe fantazje na ten temat. Na przykład jeszcze jako dziewczynka byłam święcie przekonana, że chłopakom należy się policzkowanie i już. Fantazjowałam na ten temat. Raz udało mi dać koledze w twarz, gdy Mnie znalazł podczas gry w chowanego. Całe życie mam też poczucie, że mężczyźni powinni Mi służyć i wręcz płacić z pocałowaniem ręki za czas spędzony ze Mną choćby na wspólnej kolacji. Przy czym mogą jedynie marzyć o czymś więcej. Mam poczucie wyższości nad nimi tylko dlatego, że jestem Kobietą. Przy czym chcę zauważyć, że to poczucie idzie w parze z przeświadczeniem, że wszyscy ludzie (i zwierzęta) są sobie równi. Nie wiem jak to jest możliwe, ale tak jest. W ogóle Moja osobowość to harmonia sprzeczności.

Na czas praktyk w studio BDSM porzuciłam pracę w gastronomii. Byłam zmęczona pracą za barem, przydała Mi się taka przerwa. Sterling Stern obiecała Mnie wszystkiego nauczyć. I sama nie wiem czy może był jakiś problem z komunikacją między nami czy co, ale jeździłam tam prawie codziennie na kilka godzin, klientów miałam tyle, co kot napłakał, a Moja "nauczycielka" niczego Mi nie przekazywała. Ogólnie biorąc przyuczanie odbywało się tak, że sucho Mnie informowała: zrób tak i tak tym i tym. I Ja biedna, nie mając o niczym pojęcia, szłam i próbowałam tak zrobić. Nie szukałam na własną rękę materiałów, bo też nie miałam pojęcia gdzie szukać. Taka sierotka Marysia rzucona na głęboką wodę, gdzie utonęła.

Oczywiście wśród klientów natychmiast rozniosła się fama, że jestem beznadziejna. Szybko przestali się zjawiać.  Jednak w sumie, patrząc na to z perspektywy czasu, nie to było najgorsze. Najgorsze było wpojenie Mi przez tę Dominę punktu spojrzenia na dominację. Dla niej był to teatr - dokładnie takiego słowa użyła. Tłumaczyła Mi: to jak gra w spektaklu teatralnym. Klient zamawia usługę, a ty ją wykonujesz, grając odpowiednio swoją rolę. Dlaczego miałam jej nie wierzyć? Uwierzyłam. Przecież była taka doświadczona.

Rzecz w tym, że Ja nie potrafię udawać. Nawet nie lubię kłamać. Dobra, czasem trzeba, jednak naprawdę staram się unikać takich sytuacji. Udawanie kogoś, kim nie jestem, dosłownie zatrułoby Mi duszę. Unieszczęśliwiłoby Mnie. Taka jestem. W roli Dominy czułam się fatalnie. Poza tym wystąpił jeszcze inny problem. Praca w gastronomii łączy się z usługiwaniem. To barman czy kelner mają za zadanie umilić czas klientowi. Lubiłam to zajęcie, gdyż ogólnie bardzo lubię pomagać ludziom i z natury jestem dość gościnna. Jednak było to zajęcie dokładnie odwrotne od dominacji. Dlatego nie potrafiłam się w tym odnaleźć. Ten kontrast był zbyt wielki.

Pewnego dnia poproszono Mnie o sesję fetyszu stóp. Ciągle wtedy nie wiedziałam o jego istnieniu. Weszłam do pomieszczenia, usiadłam na kanapie, naprzeciwko Mnie klęczał Kanadyjczyk. Zajął się pieczołowicie Moimi stópkami. I tak - byłam w siódmym niebie. Głównie dlatego, że po paru latach pracowania w gastronomii, która najbardziej odbija się przecież na stopach i kręgosłupie, nagle ktoś Mi masował te Moje zbolałe stópki i jeszcze Mi za to płacił!!! Bardzo Mi się to spodobało. Pod koniec spotkania Kanadyjczyk entuzjastycznie oświadczył, że mam najpiękniejsze stopy w całym BDSM. Niestety, nie dotarło to wtedy do Mnie...

Miałam w tym czasie jeszcze sesję fetyszu z osobą pochodzącą z Ameryki Południowej. Ten człowiek odwiedził Mnie jeszcze parokrotnie w Moim mieszkaniu; wtedy też zapoznałam się z fetyszem spożywania pokarmu ze stóp.

I jeszcze jednego gorliwego wyznawcę zdobyłam podczas praktyk w studio. Był prawnikiem. Właściwie już nie pamiętam jakie miał upodobania. Zaproponował, abyśmy zaczęli się spotykać w Moim mieszkaniu, gdzie spotkania szybko zeszły na same rozmowy. Płacił Mi tylko za to, aby się ze Mną widywać i rozmawiać. Twierdził, że jestem odskocznią od fałszywego nowojorskiego świata.

Ze studiem Dominy SS szybko się rozstałam. A raczej ona ze Mną. I kamień spadł Mi z serca. Naprawdę nie odnajdywałam się w tym całym świecie teatrzyku.

Nie minęło wiele czasu od tego momentu, gdy wróciłam do Polski. Dość szybko przypomniałam sobie o dominacji, ale tylko i wyłącznie ze względów finansowych, gdyż miałam bardzo marne przychody. Od czasu do czasu umawiałam się z kimś na sesję, starałam się wykonać usługę i cieszyłam się z zarobku. Chociaż... no właśnie, nie tylko dlatego. Szybko zauważyłam jak bardzo te spotkania poprawiają Mi nastrój. Po powrocie z satysfakcją opowiadałam siostrze co i jak zrobiłam. Z drugiej jednak strony sesje były dla Mnie bardzo stresujące. Nie czułam się dobrze w swojej roli. Na pewno składał się na to brak doświadczenia, ale też brak zainteresowania konkretnymi zamówieniami klientów. Bicie, poniżanie... To nie dla Mnie.

Osobami, które w końcu zapaliły czerwoną lampkę w Mojej głowie, byli dwaj masochiści. Jeden lubił być kopany bez litości, drugi marzył o odcięciu penisa. Byłam przerażona ich fantazjami. Prócz tego miałam styczność z fetyszystami stóp, a ich pieszczoty coraz bardziej Mi się podobały.

W końcu sami ulegli naprowadzili Mnie na właściwy trop. Ciągle Mnie męczyli pytaniami: jak mogę Tobie służyć, Pani? Co Ci Pani sprawia przyjemność? Myślałam sobie: o co do cholery im chodzi??? W końcu, po dłuuugim czasie, dotarło do Mnie: w dominacji nie chodzi wykonywanie usług, tu chodzi o MOJĄ przyjemność! I to był zwrot o 180 stopni. A jeśli to ma być Moja przyjemność, to co nią jest? Prosta odpowiedź: adoracja stóp... I usługiwanie.

Potem akcja potoczyła się szybko. Zdecydowałam się skupić na stopach.

Zawsze uwielbiałam Moje stópki! Sama dostrzegałam ich piękno, proporcje, głębokie i szerokie płytki paznokciowe, szerokie przerwy pomiędzy palcami... Jedynie nie wiedziałam, że mam wysokie podbicie. Nie przyglądałam się innym stopom (Moja siostra też ma piękne stopy, choć o 2 numery mniejsze, zresztą podobnie jak nasza matka, rozmiar 41), więc myślałam, że TAKIE stopy o wysokim podbiciu to normalka. Byłam w błędzie :-)

Pod koniec 2014 roku podjęłam decyzję, aby zrezygnować w dominacji ze wszystkiego, co Mi nie odpowiada. I choć byłam niepewna tego kroku, to życie szybko pokazało, że warto robić to, co się lubi. Wiele osób postrzega branie pieniędzy za tego typu spotkania jako prostytucję. Mam kompletnie inny pogląd na tę sprawę. Po pierwsze: nie widzę nic niewłaściwego w zarabianiu na własnym hobby, choćby nie wiem jak dziwnym hobby by było. Wszędzie dookoła się słyszy: rób to, co lubisz, a nie będziesz musiał pracować. Dlaczego nie  miałabym tak podejść do dominacji i fetyszu stóp? Po drugie: prostytucja to usługi seksualne. Ja usług seksualnych NIE oferuję. Oferuję możliwość sprawienia Mi przyjemności i spędzenia ze Mną czasu. Owszem, ma to wiele wspólnego z erotyką, jednak jeśli ktoś zrównuje ze sobą masowanie stóp i rozkładanie nóg, to ma coś nie tak z głową. Po trzecie: mam wysokie koszty własne podczas wyjazdów. Po podliczeniu ostatniej trasy okazało się, że wydałam na nią ponad 1500 zł. I to wcale nie jest tak, że sobie gdzieś jadę na wycieczkę turystyczną za darmo. Przez dwa dni pobytu w danym mieście praktycznie nie wychodzę z mieszkania. Jeśli nie mam akurat spotkania, to co chwila sprawdzam pocztę, by zwiększyć ilość sesji. Na wycieczkę po mieście pozwalam sobie tylko wtedy, gdy naprawdę nie mam widoków na spotkania, jak w Lublinie, albo mam potwierdzonych parę spotkań i dysponuję przed nimi kilkoma godzinami wolnego czasu, jak w Łodzi.

Wyjazdy okazały się działać na Moją korzyść. Zebrałam sporo materiałów zdjęciowych i filmowych, ale przede wszystkim zdobyłam znacznie większe doświadczenie, a także poznałam wielu fajnych ludzi. Jestem zadowolona z tego, jak się to wszystko potoczyło. Żałuję jedynie, że świadomość posiadania pięknych stóp nie dotarła do Mnie z 10 lat temu, pomimo wielu znaków, jakie otrzymywałam.

Komentarze