Wczoraj zapłaciłam 170 zł za nocleg w wannie. Poważnie. Wynajęłam pokój w Warszawie. W takim jednym takim Gościńcu na Modlińskiej, otoczonym ogrodem. Wieczór spędziłam z laptopem przy stoliku na zewnątrz i wiedziałam już, że są komary. Właścicielka pouczyła mnie jednak, że każdy pokój ma jedno okno z moskitierą i aby nie otwierać innych okien. Jasne, logiczne. W pokoju sprawdziłam to, faktycznie moskitiera była. Łóżko spełniło moje najwyższe oczekiwania i byłam tym zachwycona, gdyż w tej kwestii jestem naprawdę wybredna ze względu na kręgosłup. Niestety, jakiś czas po pójściu spać pojawił się pierwszy komar, potem drugi, w końcu zrobiło się całe stado. Próbowałam zamknąć okno, ale akurat to skrzydło z moskitierą miało zamek na klucz i nie dało się go zamknąć. Po niedługim czasie byłam już pogryziona we wszystkie nieopatrznie wystawione poza kołdrę części ciała. A zakrycie się szczelnie pościelą też było na nic, bo robiło się tak gorąco, że też nie dało rady zasnąć. Zaczęła mi więc