Wrocław i Poznań

Co prawda do domu wróciłam w nocy z czwartku na piątek, ale nie bardzo miałam ochoty na pisanie nowego postu.

Wyjazd do Wrocławia nie był udany. Miałam tylko jedno spotkanie, więc nawet opłata za mieszkanie Mi się nie zwróciła. A samo mieszkanie... Już wspominałam, że byłam z niego niezadowolona. Jednak z każdym dniem odkrywałam coraz to nowe niespodzianki. Ogólnie mieszkanie zupełnie nie warte swojej ceny. Brzydki wystrój, brudne ściany, dziury w wykładzinie, dziury w ścianach, brudne meble, nie działające WiFi, rozwalony domofon, zepsute drzwi od kabiny prysznicowej, żelazko z uszkodzonym termoregulatorem, deska do prasowania nie nadająca się do użytku, połamana suszarka do ubrań, zepsuta lampka nocna ukryta w szafie, brak półek w łazience i wieszaków na ręczniki, żadnej półeczki pod prysznicem. Mieszkanie ogólnie miało nieprzyjemny klimat, było w nim głośno; z jednej strony gwar z rynku, z drugiej śmieciarki i ryczący klienci knajp. Ciągle ktoś gdzieś walił, trzaskał drzwiami, bez zatyczek do uszu ciężko przespać całą noc. Ma-sa-kra. Mieszkaniem administruje firma AS Apartments zlokalizowana przy Rynku. Rezerwację zrobiłam na stronie BookApart. Zwykle po skorzystaniu z mieszkania serwis ten wysyła do wypełnienia krótką ankietę na temat mieszkania. I ciekawe, że takie ankiety dostałam co do mieszkań w Łodzi i Poznaniu, ale we Wrocławiu - nie... Zadziwiający przypadek. Szczególnie brak domofonu Mnie załamał, gdyż byłam zmuszona sama schodzić dwa piętra w dół, by otworzyć drzwi gościom. Co oczywiście samo w sobie nie jest kłopotliwe. Sytuacja nieco ulega zmianie, gdy weźmie się pod uwagę Mój strój, makijaż, wysokie szpile... Dlatego właściwie odczułam ulgę, że pojawiła się tylko jedna osoba. Po prostu wstyd kogokolwiek przyprowadzić do takiej meliny . 

We Wrocławiu spotkałam się z Anglikiem. Niestety sama sesja nie poszła zbyt dobrze. Anglik okazał się nie mieć fetyszu stóp. Pragnął być zdominowany, ale nie w taki sposób, w jaki Ja lubię to robić, a właściwie to się umówił, bo po prostu chciał Mnie poznać. Był zmęczony, polecenia wykonywał niechętnie, za to co chwila namawiał Mnie, abyśmy poszli na kolację. W końcu się poddałam. Poszliśmy do restauracji japońskiej, a potem jeszcze na kawę. I chociaż jako sługa się nie sprawdził, to rozmowa była bardzo ciekawa. Okazało się, iż mamy wiele wspólnych tematów, poza tym z przyjemnością odkryłam, że miał ciekawą osobowość. Także suma summarum spędziłam bardzo miły wieczór :-)

Na drugi dzień pojechałam do Poznania. Pociągiem. Zwykle jeżdżę autobusami ze względu na niższą cenę, lecz tym razem połączenia pomiędzy oboma miastami były wprost beznadziejne. Tak więc pozostał pociąg. Ktoś tam nawet się dopytywał czy może Mnie odebrać z dworca, ale jak zwykle na obietnicach się skończyło. Mieszkanie okazało się małe, ale bardzo fajne. Na miarę 3 gwiazdkowego hotelu. Poznańscy słudzy dopisali, chętnie padali przede Mną na kolana i wielbili. Dzięki nim Mój wyjazd się zwrócił, a nawet troszkę zarobiłam :-) W Poznaniu niewiele zwiedziłam, bo tak naprawdę tylko jezioro Maltańskie, dzięki uprzejmości i posłuszeństwu jednego z Moich wielbicieli. Acha, i oczywiście zwiedziłam przynajmniej połowę poznańskich wykopów. Miasto objazdów. Wizytę w Poznaniu zepsuł na koniec Polski Bus, który odjechał w kierunku Warszawy z opóźnieniem godziny i 25 minut. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Zanim zamieścisz komentarz, proszę zastanów się, czy kogoś nie obrazi.